czwartek, 16 maja 2013

Kapicki świt i poranek.

Słońce przebijając się przez gęste, nasycone wilgocią powietrze rozprasza się i miękko, delikatnie wyzłaca go. Pnie i konary drzew, odcinają się ciemnym, prawie przechodzącym w czerń brązem od złocistego tła, które przecinają świetliste smugi. Patrząc prawie prosto w słoneczną tarczę widać to szczególnie wyraziście. Wysycona czerwienią barwa starego złota sprawia wrażenie ciężkiej i gęstej. Kontury traw przybierają kolor rudo -czerwonych płomieni. Potem czerwień starego złota rozrzedza się i przechodzi w ciepłe intensywne żółcie. Żółcie jaśnieją i bledną, najpóźniej te płożące się nisko przy ziemi, a wysoko na niebie przebija jasny błękit. Jeszcze chwila i jaskrawość stanie się tak silna, że obserwator zamiast kolorów doświadczy oślepiającego blasku. Zanim to się wydarzy, trzeba oderwać wzrok od słonecznej tarczy, odwrócić się i  rozejrzeć wokół, aby, choć jeszcze przez chwilę, nasycić oczy ciepłymi barwami poranka. Potem światło dnia wypali i rozrzedzi kolory, obedrze je z porannej miękkości i intensywności.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz