Poręcz mostu bywa, jak widać, dobrym miejscem na "przystanek" dla rybitw białoskrzydłych. Chwila ich odlotu zatrzymana w kadrze, to zamrożony ruch, jakby koło czasu wstrzymało na krótkie mgnienie swój obrót. Człowiek od zawsze próbował zatrzymać obrót koła czasu, dlatego malował naskalne malowidła w grotach, odtwarzał zastygłe w glinie kształty przedmiotów, a w końcu zaczął zamykać zdarzenia i przeżycia w słowach. Te obrazy, kształty i słowa miały mieć nie tylko moc zatrzymania czasu, miały też zaklinać rzeczywistość, a nawet, poprzez magię kreować ją i zmieniać. Tak rodziła się sztuka, z pragnienia zapanowania i oswajania bezlitosnego czasu, z wiary w to, że można zatrzymać ulotność ekstazy, z magii, która miała dać człowiekowi boską władzę na deszczem, rzeką, miłością, pożądaniem. Próbowano zaklinać obrazem, tańcem, muzyką i słowem nawet śmierć i przemijanie. Magia i sztuka rodziły się tam, gdzie nie wystarczały narzędzia i technika, tam, gdzie człowiek stawał wobec żywiołów przyrody bezradny, tam, gdzie dotykała go boleśnie śmierć i rozpacz lub ekstaza i zachwyt. Ten dar kreowania nowej rzeczywistości wprowadza człowieczeństwo w nowy wymiar, to boskie tchnienie w mechanice rzeczywistości.
piątek, 31 maja 2013
niedziela, 26 maja 2013
Bociany i bocianiuki kapickie - życie rodzinne
Kapice bez bocianów to rzecz dla mnie niewyobrażalna. Każde prawie gospodarstwo ma swoje bociany na stodole, domu lub pobliskim słupie sieci energetycznej. Bywa, że w czas sianokosów zlatuje się ich ponad setka na jedną łąkę. Przylatują do Kapic w marcu lub na początku kwietnia, odmierzając coroczny, cykliczny obrót koła czasu. Są wypatrywane i oczekiwane jak zwiastun, zapowiedź wiosennego odrodzenia. Kiedy się opóźniają, niepokoję się o to, co dzieje się z moimi bocianami. Najpierw pojawia się on, pan bocian i zaczyna remont bocianiego domu. Zbiera gałęzie i znosi je do gniazda. Kilka dni po nim pojawia się pani bocian. Ich gody to wspaniałe widowisko. Pan i pani bocian opiekują się dziećmi wspólnie. Bocianiuki rosną szybko i dostarczanie im odpowiedniej ilości pokarmu to dla rodziców poważne wyzwanie. W pewnym momencie stają się na tyle duże, że dorosłe ptaki nocują na dachu mojego domu, bo w gnieździe robi się już coraz ciaśniej. W sierpniu odlatują. Trudno ten moment zarejestrować, bo w przeciwieństwie do żurawi nie gromadzą się na noclegowisku przez wiele nocy. U mnie w Kapicach ich odlot poprzedziło wspaniałe widowisko. Późnym popołudniem z kapickich gniazd, w jednej chwili zerwały się młode ptaki i zebrały w jedno stado nad moim domem. Wyglądało to jakby się goniły, bawiły w berka. Trwało to jednak tak krótko, że nie zdążyłem pobiec po aparat fotograficzny. Po chwili tej rozszalałej podniebnej gonitwy odleciały i usiadły na nieodległej łące. Do gniazd już na noc nie powróciły. Ostatni raz zobaczyłem je wczesnym rankiem następnego dnia , śpiące na pobliskim polu. Jeszcze tego samego ranka, poderwały się do lotu i powtórnie zobaczyłem je dopiero wiosną.
P.S. Bocianie zdjęcia i opis z kapickich sianokosów oraz sejmiku bocianiego umieszczę w osobnych postach. Pozdrowienia. Igor
P.S. Bocianie zdjęcia i opis z kapickich sianokosów oraz sejmiku bocianiego umieszczę w osobnych postach. Pozdrowienia. Igor
wtorek, 21 maja 2013
Kontynuuj tradycję.
Na przedwiośniu i wczesną wiosną łąki wokół grobli prowadzącej z Mścich na Biały Grąd to, początkowo, prawie jednolita tafla wody. Zalana jest też częściowo i sama grobla. Z czasem lustro wody opada i na powierzchni wodnej tafli pojawiają się zaznaczone pionowymi kreskami turzyce. Tylko dzikie ptaki i łosie przemieszczają się w tej rozległej i trudno dostępnej przestrzeni. Kiedy jednak spływająca ku rzece woda odsłania torfowe podłoże, łąki zazielenią się i utwardzają, wkracza w nie człowiek, który rowerem i pieszo, w gumowcach, przechodząc przez pozostałe jeszcze zalane wodą fragmenty grobli i rowy odwadniające, brodząc po nasyconych jeszcze wodą łąkach, wprowadza w bagienną przestrzeń stada krów. Ta utrwalona przez kolejne pokolenie tradycja wpisała się malowniczo w nadbiebrzański pejzaż. Ptakom i łosiom to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, to właśnie krowy spełniają tutaj rolę kosiarek powstrzymujących zarastanie nadbiebrzańskich łąk. Na tak poprzycinanych łąkach mogą gniazdować i wyprowadzać lęgi liczne gatunki ptaków, a wędrowiec, taki jak ja, nasyca duszę rozległą, otwartą po horyzont przestrzenią.
Napis na koszulce (patrz zdjęcie powyżej) znaczy "kontynuuj pływanie" i pasuje do fotografowanej sytuacji. W szerszym kontekście, w odniesieniu do wpisanego w nadbiebrzański pejzaż wypasu krów, brzmi jak apel, przestroga: "kontynuuj tradycję", bo to przecież ona jest najcenniejszą wartością i mądrością wypracowaną przez pokolenia.
Napis na koszulce (patrz zdjęcie powyżej) znaczy "kontynuuj pływanie" i pasuje do fotografowanej sytuacji. W szerszym kontekście, w odniesieniu do wpisanego w nadbiebrzański pejzaż wypasu krów, brzmi jak apel, przestroga: "kontynuuj tradycję", bo to przecież ona jest najcenniejszą wartością i mądrością wypracowaną przez pokolenia.
czwartek, 16 maja 2013
Kapicki świt i poranek.
Słońce przebijając się przez gęste, nasycone wilgocią powietrze rozprasza się i miękko, delikatnie wyzłaca go. Pnie i konary drzew, odcinają się ciemnym, prawie przechodzącym w czerń brązem od złocistego tła, które przecinają świetliste smugi. Patrząc prawie prosto w słoneczną tarczę widać to szczególnie wyraziście. Wysycona czerwienią barwa starego złota sprawia wrażenie ciężkiej i gęstej. Kontury traw przybierają kolor rudo -czerwonych płomieni. Potem czerwień starego złota rozrzedza się i przechodzi w ciepłe intensywne żółcie. Żółcie jaśnieją i bledną, najpóźniej te płożące się nisko przy ziemi, a wysoko na niebie przebija jasny błękit. Jeszcze chwila i jaskrawość stanie się tak silna, że obserwator zamiast kolorów doświadczy oślepiającego blasku. Zanim to się wydarzy, trzeba oderwać wzrok od słonecznej tarczy, odwrócić się i rozejrzeć wokół, aby, choć jeszcze przez chwilę, nasycić oczy ciepłymi barwami poranka. Potem światło dnia wypali i rozrzedzi kolory, obedrze je z porannej miękkości i intensywności.
niedziela, 12 maja 2013
Pory roku -przedwiośnie na łąkach śródwiejskich.
Piszę w tytule śródwiejskie łąki, bowiem otwartym przestrzeniom turzycowisk poświęcę inny post. Zaczynam cykl pór roku od przedwiośnia, bo to pora odradzania się przyrody z zimowego uśpienia. Zazwyczaj zima odchodzi nie od razu, nie gwałtownie i nie eksplozywnie. Dzień wydłuża się, słońce wędruje coraz to wyżej nad odległym horyzontem. Kapryśność aury, nocne przymrozki i wahania temperatury opóźniają wytapianie się śniegu. Na łąkach i polach widoczne zaczynają być odsłonięte, wolne od śniegu, rdzawe lub czarniawe plamy. Przytopiony za dnia i marznący nocą śnieg skrzy się migotliwie w jaskrawym świetle dnia i zamienia w rozległe wodne tafle. Konary i bezlistne gałęzie samotnych drzew układają się w ekspresyjne
formy, dobrze odcinające się od białawo - rdzawej surowej faktury przedwiosennych łąk. Malowniczo prezentują się też wyakcentowane z tła linie płotów i kołków ogrodzeń śródpolnych. To sprawia, że przestrzeń staje się bardziej przejrzysta i rozleglesza niż latem.
Wprawdzie zima pod tym względem proponuje formy bardziej ascetyczne i kontrastowe, ale na przedwiośniu większe jest bogactwo i zróżnicowanie
planów. Jasne, białawe linie pni brzóz, rozświetlone słonecznym światłem tworzą malownicze tło dla przemierzających łąkową przestrzeń żurawi, gęsi, łosi, sarnich rudli. Teraz ich
sylwetki dobrze wydzielają się z tła lasu, łąk i pól, bo zwarta masa zieleni jeszcze nie maskuje konturów i zwierzęcych barw. Pojawienie się żurawi, których klangor wprawia w drżenie moją słowiańską duszę, rozpoczyna roczny cykl przemian, początek kolejnego obrotu koła czasu. Powracają też bociany. Przemierzają przestrzeń łąk nie tylko w poszukiwaniu pożywienia, przenoszą też w dziobie drobne gałązki, materiał potrzebny do remontu gniazd. Pojawiają się i inne ptaki, czaple, gęsi, czajki, szpaki, bataliony, łabędzie. Część z nich odwiedza śródpolne rozlewiska na krótko, ot, przelotni goście, wędrowcy udający się w dalszą podróż, wraz z ustępującą z rozlewisk wodą. Powraca też zgiełkliwa i rozśpiewana ptasia drobnica. Coraz większe stają się rudawo - ciemne plamy wyłaniające się z opadającej wody. Pozbawione jeszcze liści gałęzie śródpolnych drzew nie zakrywają swoich tajemnic na tyle, aby mogła się pośród nich ukryć napotkana kuna lub ptak. Jasna i wyrazista zieleń wschodzących traw i pierwsze wiosenne liście kończą czas przedwiosennej przejrzystości pejzażu. Zaczyna się wiosna.
sobota, 11 maja 2013
Pejzaż wewnętrzny
Pejzaż wewnętrzny to przestrzeń u jednych rozległa i płaska po niknący w dali horyzont, u innych zaś, może być poszarpana, jak tatrzańskie ostre, kanciaste granie. Może też być jasna i przejrzysta lub przymglona, na tyle, że zaciera się wyrazistość konturów. Wariantów może być wiele, bo przecież każdy z nas ma swój odrębny makrokosmos. To najgłębsza i zarazem najmniej dostępna dla świadomości właściwość naszego jestestwa. To, co wydarza się w świecie zewnętrznym, wokół nas, ma zawsze i wszędzie odniesienie do tego wewnętrznego pejzażu, makrokosmosu, który determinuje nasze doświadczanie. Nie wybieramy tej przestrzeni sami, jest nam ona przydana, możemy tylko spróbować zadbać o to, aby otaczająca nas rzeczywistość pozostawała z nią w harmonii. Dotyczy to także krajobrazów, którymi się na co dzień otaczamy, one też powinny współbrzmieć z naszym wewnętrznym pejzażem tak, jak consonans w dziele muzycznym. Tylko w takim wzajemnym dopełnieniu człowiek może doświadczać piękna otaczającego go świata.
środa, 8 maja 2013
Cisza
Samotnym się nie bywa, jest się nim zawsze. Każdy przecież doświadcza losu, staje wobec pytań o sens i boga, dokonuje wyborów moralnych, a na końcu umiera w samotności. To dlatego samotność jest nieodłączną konsekwencją człowieczej wolności.
Cisza, w tym kontekście, to nie tyko brak słyszalnych dźwięków wokół nas. To także pustka, jaka otacza nas, kiedy zadajemy sobie, tak zwane, pytania istotne lub stajemy oko w oko z wyzwaniami losu, z cierpieniem, radością lub zachwytem.
To dlatego piękna doświadczamy najpełniej w ciszy i samotności. Można o takim przeżyciu spróbować opowiedzieć słowami, obrazem, rysunkiem. Pragniemy podzielić się z nim z najbliższymi, przeżyć je wspólnie z nimi, ale przecież oni mają, tak, jak i my, swoją własną nieprzekraczalną dla nikogo przestrzeń ciszy i samotności.
poniedziałek, 6 maja 2013
Łosie przydrożne.
Przydrożny łoś pojawia się przy podlaskich drogach nierzadko. Nie tylko na tych żwirowych, piaskowych i śródpolnych, wiejskich dróżkach, także i przy tych ruchliwych, zapełnionych pędzącymi samochodami. Łoś to wędrowiec, który napotyka na swojej drodze trakty wykonane i uczęszczane przez ludzi. To my poprzecinaliśmy jego przestrzeń na kawałki, groblami i szosami. Furmanki, piesi wędrowcy, jeźdźcy konni przemierzając przestrzeń wpisywali się w podlaski pejzaż przez wieki, a drogi którymi się poruszali zrastały się z otaczającymi je lasami i łąkami w symbiotyczną całość. Bywało, że łosie i ludzie wykorzystywali te same ścieżki i trakty, bez szaleńczego pędu, każdy swoim rytmem i o swoim czasie. Ludzie podróżowali też wtedy nie tak licznie i nie tak często jak obecnie. W XXI wieku świat ludzi pędzi jak opętany, a my zmuszeni jesteśmy gnać razem z nim, w wyścigu nie wiadomo dokąd i po co. Ot, taki pęd dla pędu, najlepiej w rozgorączkowanym tłumie, a przydrożny łoś pozostał taki sam, jak przed wiekami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)