poniedziałek, 14 listopada 2016

Kaprysy listopadowej aury.

Listopad to jeszcze nie zima, ale też prawie już nie jesień. To pora przemiany jesieni w zimę. Jest nadzwyczaj zmienna. Tak jest i tego roku. W czasie zaledwie dwóch tygodni padał intensywny deszcz,  zawitał do Kapic pierwszy śnieg, powietrze bywało i przejrzyste, ale i zamglone. Niebo bywało wolne od chmur lub zasnute nimi, czasami całkowicie.  Światło też zmieniało się od miękkiego i łagodnego do ostrego i jaskrawego. Barwy zmieniały się, w zależności od kaprysów aury od prawie szarych i wyblakłych do ciepłych i wysyconych.
Myślę, że kojarzenie  listopada z monotonią i szarością to błąd. Nadszedł wprawdzie czas odwilży, ale i on może w każdej chwili zamienić się w poranny szron, otulony oparami mgły, albo inne nieprzewidywalne cuda. Kochajmy listopad, wbrew utartym poglądom, bywa bowiem niebanalnie piękny



















6 komentarzy:

  1. Bardzo piękne te zdjęcia,wspaniałe widoki.Czyżby w te okolice zawitała odrobina zimy,u nas w Borach tucholskich tylko mróz i jesień dalej trwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, padał śnieg. Teraz pada znowu. To rzeczywiście była odrobina zimy w listopadzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, co do listopada, ale tylko w wydaniu podlaskim!

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś w tym jest, bo światło potrzebuje rozległej przestrzeni, a fotografia pierwszych planów. Te rustykalne pasują do listopada.

    OdpowiedzUsuń
  5. I znowu ostatnie - najpiękniejsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami koniec wieczoru na łąkach wieńczy dzieło

      Usuń