Od ponad tygodnia prawie nieustannie pada deszcz. Listopadowa szaruga sprawiła, że zatęskniłem za kolorami. Pewnie dlatego sięgnąłem do archiwum i tam odnalazłem zagubione barwy.
Wielokrotnie krawędź brzozowego lasu, oświetlona złotawo, czerwonawym światłem zachwycała mnie swoją barwą. Bardzo trudno mi było jednak utrwalić te odczucie w kadrze. Prawie zawsze przeszkadzał przytłaczający nadmiar kształtów, odciągający uwagę od barwy i rytmu. Próbowałem odnaleźć w tym bujnym i zarazem jednolitym nadmiarze jakieś wyróżniające się ekspresją rysunku drzewo. Poszukiwałem dobierając głębię ostrości i kadry. Zmieniałem obiektywy i wszystko na nic.
W końcu odkryłem, że rozmywając kształt, redukując go do ledwo naszkicowanych, muśniętych, lecz starannie dobranych rytmów i plam, wydobywa się spod niego barwę.
Kolory zaiście piękne! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń