czwartek, 6 czerwca 2013

Czerwcowa wyprawa bagienna

       Na łąkach, coraz bardziej kolorowych, trzyma się cały czas woda. Turzyce rosną wciąż wyżej. Dno olsowego lasu jest również mocno podtopione. Słońce oświetla brzozowe pnie, wydobywając z jasno zielonego tła pionowe linie bieli i szarości, szorstką fakturę kory. Natura obdarowuje wędrowca pięknem, ale wyprawa na czerwcowe łąki i w podmokły ols to brodzenie w wodzie, po kępiastym, nierównym podłożu. Idąc, trzeba uważnie stawiać stopy także dlatego, aby unikać zbyt głośnego plusku wody. Nieliczne grądziki dają możliwość chwili odpoczynku na suchym i nagrzanym piasku.
       Na torfowym lub piasczystym podłożu dobrze odciskają się tropy zwierząt. Ślady żerowania są też widoczne. Czasem zerwie się prawie spod nóg sarna lub wzleci w górę z głośnym klangorem spłoszony żuraw. Jasna jeszcze i świeża  intensywna zieleń gęstnieje, zakrywa przed okiem obserwatora zwierzęta, dając dobrą ochronę im i ich niedawno urodzonemu potomstwu.
     Czasem jednak dochodzi do niespodziewanych spotkań. Ciche, płochliwe, ustępliwe zazwyczaj zwierzęta zobaczywszy lub usłyszawszy człowieka w pobliżu swoich dzieci warczą, fukają, ostrzegają, odciągają uwagę od intruza, stają się skłonne do desperackiej odwagi. Dzisiejsza czerwcowa wyprawa potwierdziła to. Borsuk zamiast siedzieć cicho i udawać,że go nie ma, nawarczał na mnie ostrzegawczo i agresywnie, kiedy tylko zbliżyłem się do wejścia jego nory. Klępa, napotkana na turzycowej łące, odeszła niechętnie i powoli, zatrzymała się niedaleko na skraju brzozowego olsu cały czas mnie obserwując.
W końcu oznajmiła chrapliwie swoje zdenerwowanie i niepokój. Wtedy, pośród turzyc, metr lub dwa ode mnie, zobaczyłem ukrytego młodego łoszaka. Cofnąłem się o kilkanaście kroków, spokojnie obserwując klępę i obszedłem tę rodzinkę szerokim łukiem. Fotografii łoszaka nie zrobiłem, bo w takiej sytuacji poszukiwanie w plecaku obiektywu na zmianę narobiłoby zbyt dużo zamieszania. Dla zaniepokojonej klępy i przestraszonego łoszaka nie była to sytuacja komfortowa, dla mnie także i niebezpieczna.
    Cóż, ze zdjęcia czasami trzeba umieć zrezygnować. Trzeba też pamiętać o tym, że to my ludzie odwiedzamy zwierzęta w ich własnym domu i nie nadużywać praw gościnności oferowanych nam przez przyrodę.

 






 Widoczna na  zdjęciu "góra" usypana z gałęzi to żeremię, czyli bobrowy dom.

 


4 komentarze:

  1. Witam Cię Igorze !
    Jak zwykle piękna fotografia bardzo lubię Cię odwiedzać i mam nadzieje że niedługo do zobaczenia w komarowie hah U Ciebie :) Pozdrowienia dla wspaniałej małżonki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ukochana Biebrza:) Uwielbiam:) Cudownie pokazane:) poproszę o więcej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że te zdjęcia sprawiły trochę radości. Dziękuję za komentarz. Igor

      Usuń