Biały Grąd to o wiele więcej, niż tylko sucha grzęda pośród podmokłych rozległości nadbiebrzańskich łąk. Ciekawsza od niego bywa zazwyczaj prowadząca do niego groblą droga. Szczególnie piękna jest wtedy, gdy zima ustępuje miejsca wiośnie. Przybywa coraz więcej wody z topniejącego śniegu i lodu. Lodowa tafla utrzymuje się jeszcze przez kilka dni i podtrzymuje ciężar wędrowca . Z każdym dniem i każdym promieniem słonecznym jednak słabnie, a w wielu miejscach pęka i łamie się pod nogami. Dlatego idąc zalaną częściowo groblą trzeba iść ostrożnie, sprawdzając wytrzymałość lodowej tafli. Kiedy jest za słaba na to, by utrzymać ciężar człowieka, trzeba rozbić uderzeniem pięty lód i dopiero wtedy można stawiać kolejne kroki. Tam gdzie lód już zdążył się wytopić i odsłonił wodę przelewającą się przez wysłużoną groblę, wędrowiec przemierza rozlewisko brodząc czasami nawet i po biodra w wodzie. Idąc trzeba uważać na to, aby nie zejść z twardej i wyniesionej ponad rozlewiska grobli. Taka wyprawa wymaga wysokich gumowych butów, wytrwałości i rozkochania się w nadbiebrzańskim pejzażu, a wtedy wszystko staje się łatwe i ekscytujące.
Niebieska, niekiedy wręcz granatowa linia, to opisywana powyżej, przykryta wodą i lodem, droga. Jej zakrzywienie na zdjęciu wynika z zastosowania aparatu z funkcją zdjęć panoramicznych. Aparat był umieszczony na statywie i obracany w trakcie fotografowania o około 120 stopni.
Na tym zdjęciu widać wodę i lód, skrywające pod sobą groblę idącą ku grądowi. Tym razem już bez zakrzywienia perspektywy.
Ta sama droga przez rozlewiska, z tym, że fotografowana w przeciwnym kierunku.
Zalane i pokryte jeszcze lodem turzycowe łąki okalające groblę.
Z wieży widokowej na Białym Grądzie widać rozmarzniętą już i rozlaną Biebrzę tętniącą życiem o każdej porze roku.
P.S. Link do strony fotograficznej, do innych zdjęć z Białego Grądu:
http://iwaszko.fotopozytywy.pl/index.php?tag=51&offset=0&order=&sort=
środa, 19 marca 2014
środa, 12 marca 2014
Lecą gęsi...lecą.
Marcowe gęsi na przelotach zapowiadają wiosenne odrodzenie natury, przebudzenie ze snu i wyciszenia. Ich nawoływania wypełniają przestrzeń przejmującymi wibracjami. Gęsi to wędrowcy sunący licznymi kluczami pod kopułą nieba. Zbożowe i białoczelne pojawiają się jak nomadowie. Zatrzymują się nad Biebrzą po to, aby posilić się i nabrać sił do dalszej wędrówki. Powrócą na krótko jesienią , potem następną wiosną i tak przez kolejne mijające lata będę ich pilnie wypatrywał, witał i żegnał na przemian.
wtorek, 4 marca 2014
Kapickie safari
Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje zobaczyć wspaniałości natury otulonej łagodnym światłem wschodzącego słońca. Takim darem było dzisiejsze poranne kapickie safari. Świt był jasny, widoczność dobra. Powietrze było rześkie i chłodne. Lekki szron bielił trawy na łąkach. Brakowało tylko aktorów ubogacających ten pastelowy pejzaż swoją obecnością. Słoneczna tarcza była już zawieszona nisko nad horyzontem, kiedy jako pierwsze pojawiły się sarny. Ich sylwetki odcinały się wyraźnie od tła pobliskiego lasu, a delikatne jeszcze światło układało się na nich miękko i aksamitnie. Wokół słychać było żurawi klangor.
Kawałek dalej, przez asfaltową drogę prowadzącą z Kapic do Sojczyna przechodziły łosie. Kiedy usłyszały mój samochód nie uciekły, jak to one, ale przystanęły, aby rozejrzeć się i rozeznać w sytuacji. Dopiero po chwili nieśpiesznie udały się w dalszą drogę.
Potem spotkałem żurawie, ale na fotografowanie ich było zbyt daleko. Spotkanie z tymi pięknymi ptakami, o dźwięcznym i przejmującym głosie zawsze wprawia w drżenie moją duszę.
Słońce było już coraz to wyżej nad linią horyzontu i czas było wracać do domu. Powróciłem obdarowany i nasycony pięknem i przestrzenią, które wdycha się na kapickich łąkach tak naturalnie jak powietrze.
Kawałek dalej, przez asfaltową drogę prowadzącą z Kapic do Sojczyna przechodziły łosie. Kiedy usłyszały mój samochód nie uciekły, jak to one, ale przystanęły, aby rozejrzeć się i rozeznać w sytuacji. Dopiero po chwili nieśpiesznie udały się w dalszą drogę.
Potem spotkałem żurawie, ale na fotografowanie ich było zbyt daleko. Spotkanie z tymi pięknymi ptakami, o dźwięcznym i przejmującym głosie zawsze wprawia w drżenie moją duszę.
Słońce było już coraz to wyżej nad linią horyzontu i czas było wracać do domu. Powróciłem obdarowany i nasycony pięknem i przestrzenią, które wdycha się na kapickich łąkach tak naturalnie jak powietrze.
środa, 26 lutego 2014
Liczenie łosi - BPN
Łosie o tej porze roku liczy się metodą cichych pędzeń. Wyznaczeni obserwatorzy rozmieszczeni zostają na czole i po bokach powierzchni nazywanej miotem. Tworzy się coś w rodzaju worka, wewnątrz którego idą szeregiem ku czołowej linii naganiacze, napędzając zwierzęta na obserwatorów. Liczone przez obserwatorów i naganiaczy są te, które wybiegają na zewnątrz z miotu.
Przy okazji liczenia łosi w Biebrzańskim Parku Narodowym liczy się też jelenie, dziki, lisy i inne napotkane gatunki. Zwierzęta są wprawdzie jednorazowo niepokojone, ale uzyskane w ten sposób cenne informacje pomagają lepiej chronić je same i ich środowisko.
Przy okazji liczenia łosi w Biebrzańskim Parku Narodowym liczy się też jelenie, dziki, lisy i inne napotkane gatunki. Zwierzęta są wprawdzie jednorazowo niepokojone, ale uzyskane w ten sposób cenne informacje pomagają lepiej chronić je same i ich środowisko.
niedziela, 16 lutego 2014
Kanał Rudzki - powrót śródzimowych roztopów.
Obecna zima nie tylko spóźniła się. Ona przychodzi i odchodzi raz po raz. Kapryśny to i nieprzewidywalny gość. Nadeszła jako mroźna Pani, potem wychładzała wiatrem. Śnieg, którego tak skąpiła w tym roku, przewiała lub zamieniła na powrót w wodę w kilka dni. Pozostały resztki po nawianych zaspach. Tam, gdzie lód jeszcze się nie wytopił utworzyły się tafle wody, przypominające rozległe zwierciadła, w których przeglądają się chmury, słońce i jego blask, błękit nieba.
Pisałem już o tym, że jeszcze niedawno Pani zima smagała otwarte przestrzenie suchym i mroźnym wiatrem. To wtedy obsypała niektóre zaspy torfowym pyłem, czerniąc je. Bywa też, że rudy żelaza z torfowego podłoża rdzawo zabarwiły rdzawo lód.
Pisałem już o tym, że jeszcze niedawno Pani zima smagała otwarte przestrzenie suchym i mroźnym wiatrem. To wtedy obsypała niektóre zaspy torfowym pyłem, czerniąc je. Bywa też, że rudy żelaza z torfowego podłoża rdzawo zabarwiły rdzawo lód.
Biele, błękity i rdzawości układają się w faktury, smugi i plamy, czyniąc z rozległej monotonnej i pustej płaszczyzny urozmaicony, kruchy i zmienny świat, który ciepło zamienia na powrót w wodę
Słoneczne światło wydobywa i podkreśla wszystkie te niezwykłości. Nawet te rozproszone. Kiedy wraz z zachodem i zmierzchem odchodzi za linię horyzontu zabiera ze sobą i te błękity i te biele i te rdzawości.
poniedziałek, 10 lutego 2014
Kapickie łosie
Sosnowy lasek znajdujący się w granicach wsi skusił klępę z łoszakiem. Zimą łosie chętnie żywią się delikatnymi czubkami sosen lub ich gałązkami. Wychodzą wówczas z brzeziny i olsu, wędrują nie zatrzymując się przy pozbawionych liści wierzbowych zakrzaczeniach, poszukując pokarmu. Przemieszczają się idąc od Kapic ku Przechodom lub w odwrotnym kierunku, bywa nawet, że przechodzą przez wioskę. Tropy jakie pozostawiła sfotografowana wczoraj klępa świadczą o tym, że po zmierzchu musiała przejść przez Kapice asfaltową drogą, aby przy remizie skręcić w żwirową drogę wzdłuż której rozłożyła się centralna część wsi. To tak jakby przeszła przez "rynek". Dalej pewnie udała się ku rozległym grądzikom po drugiej stronie wioski. Przeszła praktycznie prawie pod moim kuchennym oknem. Cóż, był przystanek Alaska, to i przystanek Kapice nie dziwi.
Patrz i nasłuchuj, ktoś nadchodzi.
Tak na wszelki wypadek przytulę się do mamy.
Mama nie przejmuje się tym za bardzo, nawet podjada sobie dalej.
W końcu jednak klępa i łoszak weszły w sosnowy las, aby po zapadnięciu zmierzchu przewędrować przez wioskę.
Patrz i nasłuchuj, ktoś nadchodzi.
Tak na wszelki wypadek przytulę się do mamy.
Mama nie przejmuje się tym za bardzo, nawet podjada sobie dalej.
W końcu jednak klępa i łoszak weszły w sosnowy las, aby po zapadnięciu zmierzchu przewędrować przez wioskę.
wtorek, 4 lutego 2014
Zimowe pejzaże miękko rysowane - kontynuacja.
Fotografia cyfrowa kojarzy się zazwyczaj z wymogiem, nie zawsze naturalnej, perfekcyjnej ostrości. Zapis na matrycy jest często upiększany już w momencie fotografowania przez program, który stosuje algorytmy "ulepszania" bez względu na to, co jest fotografowane. To dlatego tak trudno jest oddać klimat miękko rysowanego porannym światłem zimowego poranka. To z tego powodu próbuję ostatnio używać filtru rozmiękczającego, bo stosowany w fotografii krajobrazowej lekko rozprasza i miesza barwy. Zaciera ostrość granicy przechodzenia jednego koloru w drugi. Światło sprawia z kolei wrażenie rozproszonego. Taki sposób fotografowania pejzażu to dzisiejszego poranka świadomy wybór.
Subskrybuj:
Posty (Atom)