Moja działka graniczy z łąką, na której sąsiad wypasa wiosną i latem konie. Koniom towarzyszą zazwyczaj bociany. Kiedy konie zgryzą łąkę tak, że nie mają już co jeść, przenoszone są na jakiś czas w inne miejsce. Zawsze wtedy czekam na to, kiedy powrócą pod moje okna i taras., aby swoją obecnością cieszyć oczy i serce. Trudno to opisać słowami takie zapatrzenie w kapickie pejzaże, zaludnione końmi, krowami, bocianami, żurawiami, łosiami.
Latem dobrze jest tutaj sypiać na zewnątrz, nie odgradzając się szczelnie czterema ścianami domu.
W trakcie jednej z takich pogodnych nocy z łąki dobiegało ściszone końskie chrapanie. Konie tej nocy pozostały bowiem na przydomowym pastwisku.
Kiedy noc przeistaczała się w dzień, a mrok w miękką szarość, zaczęły się wyłaniać z czerni końskie sylwetki. Wschód słońca dopiero miał się zaczynać. Słychać było ciche rżenie budzących się zwierząt. Prawie wszystkie jeszcze spały, podniosła się tylko jedna klacz.
Robiło się coraz jaśniej. Kolejne konie budziły się i wstawały, a ptaki zaczynały swój poranny koncert. powietrze było rześkie, wilgotne i chłodne. A w tle cisza. Koguty zaczynały dopiero piać, zapowiadając nadejście dnia.
Do koni zaczęły dołączać bociany.
Słońce wzeszło nad horyzont. Zaczął się dzień.
Ten, kto budził się do dnia zgodnie z naturalnym rytmem przejścia z nocy w dzień wie, że czas ma wtedy bieg najbliższy człowieczej naturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz