sobota, 19 listopada 2016

Sarna i łosie w barwach poranka, czyli rozważania o tym, że nigdy nic nie wygląda tak samo.

Poranek nie zapowiadał się nadzwyczajnie. Niebo było częściowo zachmurzone. O świcie było szaro -buro. Wschód słońca przyniósł jednak niespodziankę. Bezpośredni nad linią horyzontu chmury rozrzedziły się. Przebiło się czerwone, rozproszone światło. Początkowo intensywna czerwień mieszała się z ciepłymi żółciami i kolorem turzycowiska, łagodniała. Napotkane sarny, a następnie łosie świetnie wpasowały się w czerwonawe tło.





Słońce pięło się coraz wyżej, a do tego warstwa chmur zagęszczała się. Czerwienie tła zanikły, zaczęło nawet leciuteńko mżyć. Obserwowane przez ten czas łosie zdecydowały się odejść. Nieśpiesznie przemierzały kępiastą, poprzerastaną wierzbą i brzozowymi odrostami łąkę.





W końcu weszły w wierzbowe krzaki i zniknęły mi z oczu.


Jak widać, w trakcie jednej obserwacji światło o poranku potrafi w ciągu niewielu minut radykalnie zmienić scenerię. Niby to samo miejsce i ten sam czas, a jednak zupełnie odmienne. Prawda, że to czary Matki Natury ?

4 komentarze:

  1. Świetne, klimatyczne zdjęcia. Trochę, jak z obrazów Fałata. PS. Długi ten łoś na ostatnim:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne barwy! Piękna sceneria! Na tych zdjęciach dostrzec można jak bardzo zmienia się rzeczywistość, w zależności od światła. Dobrze, że o tym napisałeś, bo ktoś mógłby przypuszczać ingerencje jakiegoś programu graficznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te barwy są takie bez żadnej korekty. Ot czary Matki Natury! Sama mówiłaś o tym pejzażu, że jest bardzo zmienny. To prawda. Pozdrawiam. Igor

      Usuń