poniedziałek, 12 marca 2018

Pejzaże ożywione.

  Biebrzańskie pejzaże są kapryśne. Nic tutaj nie trwa długo. Zmienia się światło, przejrzystość powietrza i nasycenie barw, ale jest coś jeszcze - obecność zwierząt. Nie zawsze je widzimy, ale wiemy, że cały czas są gdzieś blisko. To sprawia, że tutejszy pejzaż ma własne wyczuwalne tętno życia. Wystarczy tylko być uważnym i cichym, a to tętno staje się naszym własnym. Trudno i daremnie byłoby opisywać ten stan szczególnej więzi z naturą, ni to wyczekiwania, ni to gotowości na to, co się wydarzy. Ten, co go przeżył, sam wie o czym piszę.
  Z tego właśnie powodu biebrzański pejzaż bez łosi, żurawi, saren, gęsi lub innych zwierząt wydaje się być niedomknięty - czegoś jakby mu brakuje. Jakiś dziwny niedosyt sprawia, że chociaż i tak otacza nas piękno, wyczekujemy nadal na coś jeszcze.  Dopiero pojawienie się zwierząt dopełnia obraz naturalnie i niczego już nadto nie potrzeba do idealnej całości.

 Pozostaje już  tylko zamknąć i zapisać wszystkie te cuda w jednym dobrze skomponowanym kadrze, oknie, przez które oglądamy to, co mija już w chwili  trwania, a my nie do końca chcemy się z tym pogodzić.










  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz