Innym razem prowadzi wędrowca przez rozświetlone brzeziny, gdzie piękno okupione jest trudem wędrówki po nierównym i nasiąkniętym wodą torfowisku.
Bywa, że na takiej drodze spotykają się łoś i człowiek.
Czasem droga prowadzi przez otwarte turzycowiska i śródbagienne grzędy. Tutaj też wędrowiec nie pozostaje sam.
Słoneczna pogoda nie jest warunkiem koniecznym do wybrania się w wiosenną drogę. Nad Biebrzą może być pięknie i w dżdżysty dzień. Kolory nie są wtedy żywe i nasycone, ale przecież nie zawsze muszą takie być. Pejzaż bywa zmienny w nastrojach i kapryśny, jak wędrowiec, który go przemierza. Wybierać z niego tylko to, co słoneczne, to tak, jakby odrzucać nostalgiczną część naszej własnej natury. Warto więc rozglądać się dookoła i w szarugę, aby nic z darów natury nie umknęło uważnemu oku.
5, 6 i 7 łoś ma w sobie ten nieuchwytny, biebrzański klimat. Właśnie w brzozach i trzcinach lubię je najbardziej. W sosnach już niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńPanie Igorze, tak trzymać! Wprowadził Pan do opisu nieco literackości by nie powiedzieć poetyki. Bardzo mi się to podoba:).
OdpowiedzUsuń