piątek, 4 października 2013
Jesienno- brzozowe ruchańce w kapickiej brzezinie.
Splątane liście, gałęzie, turzyce, paprocie i pozostały drobiazg maskują swoim bogactwem rytm i układ linii składających się na leśny pejzaż. Ostrość rysunku tego zalewu kształtów można rozmywać poruszeniem obiektywu. Ot, taki eksperyment fotograficzny, w efekcie, którego powstają obrazy nazywane ruchańcami. Nadmiar ostro zarysowanych detali zamienia się wówczas w barwne plamy, linie i rytmy odsłaniając żywą esencję brzozowego lasu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Za słowo "ruchańce" przyznałbym medal - one weszły do kultury foto, ale nazwy nie miały. No to mają.
OdpowiedzUsuńNazwy "ruchańce" używa Cezariusz Andrejczuk. Inspiracja do moich tych zdjęć to jego album pod tytułem "Biebrza". Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. Igor.
UsuńŁadnie rozmywa lustro :), odtąd każde nieostre celowe i przypadkowe zdjęcie będę nazywał jak w tytule - pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSławek
Rozmycia na tych zdjęciach są nieprzypadkowe. Jak już pisałem zainspirowały mnie zdjęcia Cezariusza Andrejczuka. Zastanawiałem się nad techniką ich powstawania, bo spodobała mi się ich malarskość i plastyczność tych fotografii. Pierwsze próby były nieudane, bo za bardzo przypadkowe. Dopiero, gdy odnalazłem rytm zastany, odczytałem układ linii i koloru zawarty w pejzażu, wybrałem świadomie właściwy kadr, zaczęło się właściwe fotografowanie. Teraz trzeba już było tylko wybrać nastawę czasu i poczynić kilka prób, przy uwzględnieniu szybkości i zakresu poruszenia obiektywu, zgodnego oczywiście z zastanymi rytmami, bez zagubienia kadru. I tak do skutku. To dobra i plastyczna technika. Nie może jednak przerodzić się w nadużycie, manierę i jest dla mnie tylko jednym z pomysłów na fotografowanie. Sławku, dziękuję za komentarz. Pozdrowienia. Igor
Usuń