środa, 31 maja 2017

Biebrzańskie snucie się - ciąg dalszy.

   Pisałem już o "snuciu" się. Przypominam, dla nawiązania do tematu, że słowo to oznacza w moim słowniku nieśpieszną wędrówkę, która cieszy sama z siebie i nie ma banalnie praktycznego celu, ale pozwala za to zanurzyć się w biebrzańskiej przestrzeni łąk, turzycowisk i brzezin. Snucie się to bezinteresowne zapatrzenie, zasłuchanie, cierpliwe i uważne wyczekiwanie na to co się wydarzy.
W swojej najdoskonalszej postaci snucie się przypomina medytację, bowiem wszytko to, co nie jest nam dane bezpośrednio przez naturę, wyłącznie tu i teraz, powinniśmy pozostawić za sobą. W przeciwnym wypadku zamiast pokornego zapatrzenia i zasłuchania w biebrzańską dal, ciszę i tajemnicę zafundujemy sobie tylko pogoń za własnymi ambicjami, czyli przedłużenie cywilizacyjnego "wyścigu szczurów".

    Najłatwiej doprecyzować tę myśl przez negację, czyli wyjaśnienie tego czym "snucie się" nie jest. To krótka lista takich czynności:
- zaliczanie rzadkich gatunków traktowane jako cel nadrzędny biebrzańskiej wędrówki
- niecierpliwe i pośpieszne poszukiwanie sensacji przyrodniczych, połączone z ostentacyjnym lekceważeniem tego co najzwyklejsze
- ograniczenie percepcji biebrzańskiej przyrody tylko i wyłącznie do klasyfikowania, nazywania i stosowania miar logiczno - użytkowych
- bezrefleksyjna, ślepa i agresywna pogoń za zdjęciami, nagraniami i innymi formami dokumentowania.

     Nie neguję przy tym sensu realizowania różnych form edukacji i turystyki przyrodniczej, bo to mądra, potrzebna i wartościowa aktywność nadbiebrzańska. Nie neguję też potrzeby i sensu wędrówek fotograficznych, sam je uprawiam. Ale to nie jest dla mnie wszystko.  Nadbiebrzańskie snucie się jest jednak czymś zupełnie odmiennym, doświadczaniem rzeczywistości na innym poziomie percepcji.  Umożliwia bowiem na niemal mistyczne doświadczanie natury i wędrówkę wgłąb własnego jestestwa, co jest nieuchwytne i niedostępne na poziomie logiki zero -jedynkowego konkretu. Te dwa sposoby doświadczania mogą się uzupełniać i wzbogacać. To dlatego nigdy nie używam podczas swoich wędrówek zwrotu "tu nic nie ma" i nie lekceważę biebrzańskiej pustaci. Nie nudzi mnie ona, ale inspiruje.  Dzięki niej mogę powracać z biebrzańskich wędrówek nawet bez sukcesów fotograficzno - łowieckich, bowiem zapatrzenie i zasłuchanie w biebrzańską przestrzeń przybliża, za każdym razem, do współuczestniczenia w tajemnym sacrum Matki Natury. I na tym kończę, bo to doświadczenie nie da się pozamykać w prostą i jednoznacznie oczywistą grę słów.









  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz