Narodziny letniego dnia trwają krótko. Brzasku prawie nie ma. Słońce wschodzi błyskawicznie. Mgieł jest niewiele i szybko zanikają.
Światło słoneczne staje się ostre i brutalne. Błękit nieba jest wyrazisty. Na jego tle odcinają się bielą obłoki. Dobrze kiedy są, bo dają cień i wytchnienie od blasku. Wiatr też jest pożądany, bo łagodzi dokuczliwy skwar.
Dopiero nadchodzący wieczór ociepla na powrót barwy i skłania do wpatrywania się w chylące się ku zachodowi słońce. Można się wtedy zatrzymać, pomyśleć o pozostawianym za sobą kolejnym dniu lub po prostu wtopić się w ciszę.
P.S. Wschód słońca obdarowuje energią i świeżością. Pozwala wejść w dzień rześko, radośnie. Dzień to działanie i zadania, także i niepokój. Często nie należy do nas. Zachód zaś daje ukojenie i wyciszenie. Przygotowuje do spokojnego snu, powoli i łagodnie.
To dlatego naoczne uczestniczenie w narodzinach i zmierzchu dnia, jest źródłem mocy, która ułatwia przetrwanie i zachowanie pogody ducha, nawet wbrew przeciwnościom losu.
Niby letni dzień, a krajobraz jakiś taki trochę jesienny...Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń