wtorek, 4 marca 2014

Kapickie safari

 Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje zobaczyć wspaniałości natury otulonej łagodnym światłem wschodzącego słońca. Takim darem było dzisiejsze poranne kapickie safari. Świt był jasny, widoczność dobra. Powietrze było rześkie i chłodne. Lekki szron bielił trawy na łąkach. Brakowało tylko aktorów ubogacających ten pastelowy pejzaż swoją obecnością. Słoneczna tarcza była już zawieszona nisko nad horyzontem, kiedy jako pierwsze pojawiły się sarny. Ich sylwetki odcinały się wyraźnie od tła pobliskiego lasu, a delikatne jeszcze światło układało się na nich miękko i aksamitnie. Wokół słychać było żurawi klangor.
 Kawałek dalej, przez asfaltową drogę  prowadzącą z Kapic do Sojczyna przechodziły łosie. Kiedy usłyszały mój samochód nie uciekły, jak to one, ale przystanęły, aby rozejrzeć się i rozeznać w sytuacji. Dopiero po chwili nieśpiesznie udały się w dalszą drogę.
Potem spotkałem żurawie, ale na fotografowanie ich było zbyt daleko. Spotkanie z tymi pięknymi ptakami, o dźwięcznym i przejmującym głosie zawsze wprawia w drżenie moją duszę.
Słońce było już coraz to wyżej nad linią horyzontu i czas było wracać do domu. Powróciłem obdarowany  i nasycony pięknem i przestrzenią, które wdycha się na kapickich łąkach tak naturalnie jak powietrze.















3 komentarze:

  1. Ja, żeby sfotografować łosie, muszę jechać 200 km, a Ty po prostu wychodzisz przed dom. I gdzie tu sprawiedliwość?

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne, gratuluję! Zdjęcia w mojej ulubionej aurze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki poranek to dar. Dziękuję za komentarz. Z poważaniem. Igor Iwaszko

    OdpowiedzUsuń