Wpatrując się w nadrzeczną dal, odnoszę wrażenie, że nieśpieszny rytuał krowiej przeprawy przez Biebrzę toczy się na krawędzi koła czasu, którego oś, tak naprawdę, jest nieruchoma i niezmienna, a my sami tylko ślizgamy się po powierzchni, zatracając się w kręgu zdarzeń zupełnie nieważnych dla istoty i tajemnicy trwania.
czwartek, 19 września 2013
Deszcz
Deszczowe poranki we wrześniu tego roku rozpoczynają dni zasnute jednolitą warstwą szarawych chmur. Powietrze nasycone wilgocią otula kształty i rozmywa ostrość krawędzi. Zawieszone w nim czernie zatraciły głębię, a barwy wyblakły i poszarzały. Czas zatraca się, bowiem, w monotonnej szarości deszczowego dnia, ranki nie różnią się nastrojem, barwą i świetlistością od południa i wieczoru. Ot, taki stan zawieszenia, zanurzenia w gęstej i wilgotnej materii przestrzeni, w nieruchomej ciszy, bez początku i bez końca.
Wpatrując się w nadrzeczną dal, odnoszę wrażenie, że nieśpieszny rytuał krowiej przeprawy przez Biebrzę toczy się na krawędzi koła czasu, którego oś, tak naprawdę, jest nieruchoma i niezmienna, a my sami tylko ślizgamy się po powierzchni, zatracając się w kręgu zdarzeń zupełnie nieważnych dla istoty i tajemnicy trwania.
Wpatrując się w nadrzeczną dal, odnoszę wrażenie, że nieśpieszny rytuał krowiej przeprawy przez Biebrzę toczy się na krawędzi koła czasu, którego oś, tak naprawdę, jest nieruchoma i niezmienna, a my sami tylko ślizgamy się po powierzchni, zatracając się w kręgu zdarzeń zupełnie nieważnych dla istoty i tajemnicy trwania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz