piątek, 19 września 2014

Przejście nocy w dzień

Przejście nocy w dzień bywa nad Biebrzą doświadczeniem niemal mistycznym. Jadąc na nasłuchy miałem wrażenie, że samochód płynie przez zamglony pejzaż. Pas mgieł snuł i płożył się nisko, tuż nad ziemią. Łąki przypominały srebrzystą taflę jeziora, otuloną czerwieniami brzasku. Pnie i konary wierzb, płoty, konie na pastwisku wyglądały jakby wyłaniały się z wielkiego rozlewiska. Zatrzymałem się na krótko urzeczony sielskim i rustykalnym widokiem koni na pastwisku.
Potem, dalej już pieszo przemierzałem tę szeroką przestrzeń. We mgle słychać było stękanie łosia i jelenie porykiwania. Łoś przeciął moją drogę. Jego sylwetka ledwo zarysowała się niewyraźnie, zanim zniknął  w  ścianie brzeziny. Słoneczne światło przebijało się przez korony drzew i gęste, nasycone wilgocią powietrze. W szarościach zamglonego poranka przemknął koło mnie jak cień, cicho i bezszelestnie wilk.
W końcu słońce wzeszło nad korony drzew, a jego rozproszony jeszcze blask rozświetlił przestrzeń. Zanurzony w niej szedłem prosto ku słonecznej tarczy . Nadlatujący łabędź zalśnił przez chwilę, po czym rozpłynął się w otaczającej mnie światłości.
Rozproszony w gęstej materii powietrza blask ustępował nieubłaganie miejsca brutalnej jaskrawości dnia. Pozostawił jednak w mojej pamięci ślad mistycznego doznania, źródło światła pozwalającego wykraczać poza banał i konkret egzystencji.








http://iwaszko.fotopozytywy.pl/index.php?album=215&sort=1





sobota, 13 września 2014

Bukowisko

Wrzesień to zazwyczaj czas jelenich i  łosiowych godów. Na nasłuchy wybrałem się jeszcze nocą. Porykiwania jeleni niosły się daleko, łosie postękiwania nie są wprawdzie słyszalne z oddali, ale ich miłosna skarga wibrowała tęsknie w porannej mgle. W mglistej szarówce, na otwartej przestrzeni łąki, majaczył ciemny kontur, zarys łosiej sylwetki. Z pogranicza brzeziny, przyległej do tej łąki, słychać było trzaski łamanych gałęzi. Moje serce biło pierwotnym rytmem łowcy, oddech dostosowywał się do cicho, powoli i ostrożnie stawianych kroków. Do porannego koncertu dołączył odległy cietrzew. Zastygłem w czujnym oczekiwaniu na to, co podaruje mi wschodzące słońce. Nie zawiodłem się.


















wtorek, 2 września 2014

Cisza mieszka na dnie duszy.

Cisza jest darem. Mieszka na dnie duszy. Nie narzuca się sama z siebie. Otula i chroni rdzeń, tajemnicę istnienia niedostępną dla pustej gry słów. Można co najwyżej docierać do niej oczyszczając myśli i uwagę z tego, co zbędne i zwodnicze. Trzeba też czujnie zastygać w bezruchu i świadomie rezygnować z pędu za pozorami i modą - religią ludzi odartych z własnej tożsamości, bezrefleksyjnie podążających za tłumem do nich podobnych, w szalonej gonitwie po pawie pióra próżności.
Takie docieranie do ciszy wymaga nieustannego, świadomego nastawienia na to, co otwiera do niej drogę, do nie wpuszczania do domu i serca cywilizacyjnej tandety. Ważne jest też, aby akceptować samotność, bo to przecież jest warunkiem mądrego i wolnego wybierania.
Warto tak właśnie strzec przed zgiełkiem i szumem swojej ciszy, bo ona pięknie brzmi pod kopułą kapickiego nieba, a bez niej moje oczy byłyby ślepe, a uszy głuche na dramaturgię i mistycyzm tego spektaklu natury.