czwartek, 21 stycznia 2016

Zimowy blask

Światło i barwa zimą bywają kapryśne. Kolor śniegu nigdy nie jest tak naprawdę tylko biały. Zależy od pory dnia i zachmurzenia. Kolory są inne w cieniach, inne w pełnym blasku. Czasem śnieg skrzy się diamencikami, innym razem jego jaskrawość aż oślepia. Tym razem światło muśniętego zaledwie mgłą poranka było miękkie i rozproszone.Ciepłe, delikatne, ale wysycone słoneczne żółcie wymieszały się z bielą i błękitami bez nadmiernego kontrastu. Gra światłocienia widoczna była też na łosiu przemierzającym zaśnieżoną łąkę. Nic dziwnego, że tak znakomicie dopełnił całości obrazu.
Wszystko to wyszło Matce Naturze samo z siebie, bez tak zwanych "projektów artystytcznych", gimnastyki konceptualnej, wzorów użytkowych i wypełnienia formularzy o przyznanie stypendium, bez którego trudno być "szanowanym artystą" lub celebrytą snobizmu. Dzieła Matki Natury nie potrzebują całej tej otoczki i tego zgiełku. Nie potrzebują nawet widzów i wielbicieli takich jak ja. Są doskonałe same w sobie i dla siebie. Są całkowicie skończone i dopełnione tu i teraz. Są dzieckiem chwili, poza czasem i oceną. Upływ czas dotyka i boli bowiem tylko widza świadomego, skazanego przez to na odczucie przemijania i kruchości. Myślę, że to dlatego matka natura jest na tym świecie jedynym twórcą doskonałym i absolutnym.
My ludzie nigdy jej nie dorównamy. Możemy, co najwyżej czerpać ze źródeł naturalnego piękna lub odbijać jego blask i tylko, albo, aż tyle. Kiedy o tym zapominamy i odwracamy się od Matki Natury, zadufani i nadęci manią wielkości i przerośniętym człowieczym ego, stajemy się co najwyżej gimnastykami absurdu zapatrzonymi w kolejne ślepe uliczki cywilizacyjnego marazmu, niezmiennego od wieków.
Łosie nie popełniają tego błędu. My ludzie jesteśmy na niego skazani, bo poza cywilizacyjnym badziewiem nie potrafimy już funkcjonować. Co pozostało, może tylko nieme i pokorne  zapatrzenie w naturalne piękno, choćby tylko przez chwilę, tak poza czasem i osądem. To taka maleńka chwila wieczności, do której cywilizacja plastiku nie ma dostępu.







poniedziałek, 18 stycznia 2016

Oszroniony nadrzeczny poranek.

Nocując w zagubionym pośrodku rozległych łąk domku liczyłem na to, że niezauważony przez zwierzęta obudzę się pośród nich. Noc była mroźna. Wieczorem niebo było gwiaździste. Wokół pustać i cisza, a ludzkie domostwa odległe na kilometry ode mnie. Nad ranem zachmurzyło się. Szaro, niebiesko, biała zimowa szarówka okalała zagubiony w przestrzeni domek. Pośród szarówki zamajaczyły jakieś niewyraźne cienie. Kilka par oczu zabłyszczało w pobliżu jeszcze przed wschodem słońca. Wkrótce okazało się, że to sarny. Na zdjęcia było jednak za ciemno. Sarny poszły sobie, zanim rozpoczął się wschód słońca, skrywany za chmurami. Zostałem sam. Trochę poczekałem, tak na wszelki wypadek, a następnie zauroczony szronem i przestrzenią opuściłem moją kryjówkę ze statywem i aparatem w ręku.






Pieszy powrót do wioski był pejzażową rozkoszą. Chrzęst, skrzypienie śniegu pod moimi stopami brzmiały w okalającej mnie ciszy drażniąco i obco, nie pasowały do sacrum natury. Pomyślałem, że współczesny człowiek hałasuje tu nawet swoimi myślami, zakłócając doskonałą równowagę ciszy i przestrzeni. Nawet kiedy tylko stoi i patrzy w bezruchu jest tutaj tylko intruzem.







Napotkanych tropów było mnóstwo, ale gdy nie da się iść bezgłośnie po zmarzłym podłożu, trudno jest pozostać dla łosi, saren, wilków, dzików niesłyszalnym. To dlatego ostrożne zwierzęta pozostawały niewidoczne, a ja aktywnie ich nie poszukiwałem. Tylko jeden raz przebiegły w oddali dziki. Nie uciekały przede mną, nawet mnie nie zauważyły. Patrząc w ich kierunku kierowałem wzrok prawie prosto w słoneczną tarczę. Śnieg ostro lśnił. Oko ludzkie radzi sobie z taką sytuacją lepiej niż światłomierz i obiektyw aparatu. Zamieszczam jednak to zdjęcie, bo oddaje nastrój, pomimo niedoskonałości technicznej i dobrze uzupełnia moją opowieść.



 Do domu powróciłem silniejszy mocą ukojenia, darowaną mi przez nadbiebrzańską krainę cudowności  . 
 http://iwaszko.fotopozytywy.pl/index.php?album=242&sort=1



niedziela, 10 stycznia 2016

Kapickie łosie, sławojka i telewizor.

W mojej wiosce łosie cywilizują się i edukują. W lasku sąsiadującym z moim podwórkiem, tuż przy łące, za kościołem,  stoi stara drewniana sławojka. Niektóre łosie zaobserwowały do czego dana sławojka służy i postanowiły ją wykorzystać.


Obserwowany osobnik po wizycie w sławojce nie odszedł od razu. Zajął się konsumpcją.



Posiliwszy się postanowił  wyjść z wioski. Przeszedł wzdłuż płotu sąsiada, przeskoczył przez elektrycznego pastucha, po czym minąwszy pobliskie domostwa opuścił Kapice.





Ciekawe, czy powróci do wiejskiego wychodka ?. Aby skłonić go do powrotu i nagrodzić za sanitarną poprawność, specjalnie dla niego, ustawiono na wierzbowym pniu telewizor. Niech sobie poogląda. Kto wie, może nauczy się jeszcze czegoś nowego?



środa, 6 stycznia 2016

Bezśnieżna zima.

Mróz zagościł w grudniu i do tej pory nie odpuścił. Śniegu prawie nie ma. Cieniuteńka jego warstwa nawet nie przykryła dokładnie traw, zaledwie je przyprószyła. Niebo jakby zatkał mroźny korek. Dzisiaj próbuje wprawdzie padać, ale płatki są drobne. Opad nie jest gęsty i nie rzuca się w oczy od razu. Na jaśniejszym tle jest właściwie niewidoczny.
Na grudniowych fotografiach nie ma śniegowej grubej pokrywy. Świat nie zredukował się do ascetycznych, grafizujących bieli i czerni.  Dziwna ta niestabilna i nieoczywista, tegoroczna zima. Można się w niej pogubić, cóż jest jak na razie taka, jak współczesny świat wokół  - nie do końca moja.



 Te same brzozy sfotografowałem w dwóch wersjach, klasycznie i jako ruchaniec.
(  http://iwaszko.fotopozytywy.pl/?tag=139   )
Prezentuję poniżej obydwa zdjęcia. Tematem tego klasycznego jest statyczny kształt, uzupełniony barwą. Tematem ruchańca jest barwa i dynamiczny pionowy rytm. Ten sam obiekt można różnie spostrzegać.






niedziela, 3 stycznia 2016

Kapickie łosie - część kolejna.

Łosie wokół Kapic krążą nadal. Te fotografowałem pod koniec grudnia minionego roku.
W nowym roku życzę sobie i wszystkim miłośnikom tych pięknych zwierząt oby tak było dalej i tego, aby nikt nie zaczął do nich strzelać, jak to już wcześniej bywało.







Przydrożne kapickie łosie wędrują po śródpolnych drogach od wieków tak samo nieśpiesznie, bez bezcelowego pędu za gadżetami cywilizacji .
Może są mądrzejsze od nas ludzi, chociaż same tym nie wiedzą ?