środa, 26 czerwca 2013

Sianokosy

     Sianokosy w Kapicach są szczególne, z uwagi na sporą liczbę bocianów zainteresowanych łatwym i obfitym łupem. Bociany idą, biegną, lądują, ścigają się, szukając na wykoszonej dopiero co łące ofiar. Te ptaki, które wywalczą sobie najlepszą pozycję, tuż za kosiarką rotacyjną, wybierają najlepsze  i największe kąski,  te, które pozostały z tyłu, zbierają resztę ze ścierniska i pokosów. Kiedyś towarzyszyły rolnikom używającym kos i stawiającym wysokie stogi, teraz są już przyzwyczajone do rolniczych maszyn.

 





 Jakiś czas temu liczyłem z kolegą ich liczbę na jednej z wykaszanych kapickich łąk - było ich około setki. Wdzięk, zwinność i gracja z jaką te wielkie ptaki polują w dużej grupie, na ograniczonej przestrzeni, to widowisko, taniec o dynamice zaskakującej nieprzewidywalną zmiennością rytmów. Czasami zwroty akcji bywają na tyle gwałtowne, że trudno jest wyłowić obserwatorowi z tego zbiorowego polowania poszczególne jego sekwencje. Dopiero zatrzymany i utrwalony w kadrze ruch pozwala w pełni dostrzec i docenić piękno prezentowanych przez boćki układów choreograficznych.


















piątek, 21 czerwca 2013

Czerwcowe wyprawy bagienne - kontynuacja

    Powietrze na otwartych łąkach zazwyczaj jest gorące, duszne, nasycone wilgocią. Kępkowo - dolinowe podłoże wypełnione wodą chłodzi nogi wędrowca, ale równocześnie zasysa stopy grzęznące w torfie. W miejscach szczególnie podmokłych pojawiają się wysokie szuwary. Nad głową, na błękitnej kopule nieba, pasą się białawe baranki chmur. Pojedyńcze drzewa lub zwarte śródłąkowe kępy brzeziny,  wprowadzają w rozległą płaską perspektywę głębię. Śródbagienne grzędy czasami porasta las, w jego cieniach można schronić się przed skwarem i jaskrawością otwartych przestrzeni. Można też usiąść lub położyć się na suchym piasku wydmy i dać chwilę wytchnienia strudzonym nogom. Na niekoszonych jeszcze łąkach i wyrastających z nich grzędach,  kwiatowe dywany sycą oczy bajkowymi barwami.
 













       W południowym słońcu, na łąkach, drzemią łosie, sarny. Łąka pełna jest odgniecionych ciężarem zwierząt legowisk. Sarny nie są widoczne z daleka, zakrywa je bowiem wybujała roślinność, w ostatniej chwili podnoszą się i zrywają do ucieczki. Byka łosia można zauważyć wcześniej, czasem już z daleka widać wystające ponad poziom łąki, okryte jeszcze scypułem poroże. Taki zaspany i przytłumiony skwarem dnia łoś daje do siebie podejść nawet całkiem blisko. Dopiero, kiedy usłyszy plusk kroków stawianych w podmokłym podłożu, podnosi leniwie głowę, węszy i wypatruje źródła dźwięku. Podnosi się i oddala dopiero po chwili,  bez gwałtowności i paniki jelenia.











Żurawie nie pozwalają zbliżyć się do siebie nadmiernie, ale ich osadzone na wysokich i smukłych szyjach głowy wystają nad turzycowisko wyraźnie.


Wysoki do tej pory poziom wody utrudniał dostęp do tych bagiennych ostoi, otwartych i dostępnych tylko pieszo, w mozolnym i wytrwałym trudzie, krok po kroku. Wkrótce jednak woda opadnie na tyle, że bagienne łąki staną się przejezdne dla traktorów i zaczną się sianokosy. Kwiatowe dywany zostaną ścięte przez kosiarki rotacyjne, nisko przycięte łąki przestaną być schronieniem dla drzemiących na  nich  w samo południe łosi. Zwierzęta skryją się gdzieś w pobliżu przed okiem wędrowca, na tyle, że ściana gęstej lipcowej zieleni  zasłoni je skutecznie. Ponowna wyprawa na te same, ale już skoszone łąki, będzie już zupełnie inną w charakterze i nastroju podróżą.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Niebo

Rozległa płaszczyzna łąk lub wód otwiera się na niebo nad nią. Tafle wody są przecież zwierciadłem nieba. Niebo nad łąkami, które zmierzają ku odległej linii horyzontu jest zawieszone tak nisko, że można prawie go dotknąć. Pustka pomiędzy niebem a ziemią lub taflą wodną wypełniona jest ciszą. Cisza dopełnia pustkę i pozwala pełniej chłonąć tę mistyczną przestrzeń w samotności, a wtedy odkrywamy, że cały ten makrokosmos wokół nas jest w istocie odbiciem naszej duszy, jej zwierciadłem - jak tafla wody dla nieba.



















czwartek, 6 czerwca 2013

Czerwcowa wyprawa bagienna

       Na łąkach, coraz bardziej kolorowych, trzyma się cały czas woda. Turzyce rosną wciąż wyżej. Dno olsowego lasu jest również mocno podtopione. Słońce oświetla brzozowe pnie, wydobywając z jasno zielonego tła pionowe linie bieli i szarości, szorstką fakturę kory. Natura obdarowuje wędrowca pięknem, ale wyprawa na czerwcowe łąki i w podmokły ols to brodzenie w wodzie, po kępiastym, nierównym podłożu. Idąc, trzeba uważnie stawiać stopy także dlatego, aby unikać zbyt głośnego plusku wody. Nieliczne grądziki dają możliwość chwili odpoczynku na suchym i nagrzanym piasku.
       Na torfowym lub piasczystym podłożu dobrze odciskają się tropy zwierząt. Ślady żerowania są też widoczne. Czasem zerwie się prawie spod nóg sarna lub wzleci w górę z głośnym klangorem spłoszony żuraw. Jasna jeszcze i świeża  intensywna zieleń gęstnieje, zakrywa przed okiem obserwatora zwierzęta, dając dobrą ochronę im i ich niedawno urodzonemu potomstwu.
     Czasem jednak dochodzi do niespodziewanych spotkań. Ciche, płochliwe, ustępliwe zazwyczaj zwierzęta zobaczywszy lub usłyszawszy człowieka w pobliżu swoich dzieci warczą, fukają, ostrzegają, odciągają uwagę od intruza, stają się skłonne do desperackiej odwagi. Dzisiejsza czerwcowa wyprawa potwierdziła to. Borsuk zamiast siedzieć cicho i udawać,że go nie ma, nawarczał na mnie ostrzegawczo i agresywnie, kiedy tylko zbliżyłem się do wejścia jego nory. Klępa, napotkana na turzycowej łące, odeszła niechętnie i powoli, zatrzymała się niedaleko na skraju brzozowego olsu cały czas mnie obserwując.
W końcu oznajmiła chrapliwie swoje zdenerwowanie i niepokój. Wtedy, pośród turzyc, metr lub dwa ode mnie, zobaczyłem ukrytego młodego łoszaka. Cofnąłem się o kilkanaście kroków, spokojnie obserwując klępę i obszedłem tę rodzinkę szerokim łukiem. Fotografii łoszaka nie zrobiłem, bo w takiej sytuacji poszukiwanie w plecaku obiektywu na zmianę narobiłoby zbyt dużo zamieszania. Dla zaniepokojonej klępy i przestraszonego łoszaka nie była to sytuacja komfortowa, dla mnie także i niebezpieczna.
    Cóż, ze zdjęcia czasami trzeba umieć zrezygnować. Trzeba też pamiętać o tym, że to my ludzie odwiedzamy zwierzęta w ich własnym domu i nie nadużywać praw gościnności oferowanych nam przez przyrodę.

 






 Widoczna na  zdjęciu "góra" usypana z gałęzi to żeremię, czyli bobrowy dom.